9 marca 2012 na spotkaniu ministrów środowiska krajów Unii Europejskiej, polskie przedstawicielstwo zablokowało unijne plany ograniczania emisji CO2. Jako jedyny kraj wspólnoty, zawetowaliśmy projekt. Choć pozostałe 26 krajów powiedziało w Brukseli „tak”, nie wszystkim jest to na rękę.
Jednym z priorytetów Unii Europejskiej, a także obecnego kraju prezydenckiego – Danii, jest dbałość o politykę klimatyczną Europy. Jednym z kluczowych projektów w tej dziedzinie jest plan redukcji emisji CO2 przez wszystkie państwa członkowskie. Zakłada on, że do 2050 roku uwalnianie dwutlenku węgla do atmosfery ma zmniejszyć się o 80 procent. Wcześniej jednak należy spełnić dwa progi – do 2030 roku redukcja ma sięgnąć już 40 proc., do 2040 z kolei ma wynieść ona 60 proc.
Plan w założeniu jest bardzo szczytny i ambitny. Wydaje się jednak nierealny. Dlatego polski minister środowiska nie zaakceptował go. Stwierdził, że należy podejmować zobowiązania, którym można podołać. W obliczu tak wygórowanych wymagań, Polska jednak pozostaje bezradna. Przyjęcie projektu i wdrożenie jego zasad na grunt Polski wiązałoby się niewątpliwie z podniesieniem cen energii elektrycznej. W tej chwili, takie rozwiązanie nie wchodzi w grę. Polscy przedstawiciele w Brukseli w takim poglądzie nie byli osamotnieni. Podobne zdanie na temat wymagań Komisji Europejskiej miały Czechy, Bułgaria i Rumunia. Te kraje jednak nie mogły pozwolić sobie na weto. Polska z kolei, jako kraj bogaty w surowce kopalne, jest jednym z większych i w ostatnim czasie bardziej wpływowych krajów UE. Tym razem nie uległa.
Od tego czasu zbiera niepochlebne opinie od organizacji ekologicznych. Według nich stanowisko polskie jest nieodpowiedzialne i nienowoczesne. Polska oskarżana jest o hamowanie postępu w Europie. Nie brakuje jednak głosów poparcia dla decyzji polskiej. Według wielu, wprowadzanie tak zaangażowanych zmian jest bezcelowe. Tym bardziej, że żadne inne kraje, poza UE, nie kwapią się, by coś w tym kierunku zmienić. A sukces klimatyczny można odnieść tylko wtedy, jeśli wszyscy emitenci (w tym np. Chiny czy USA) w równym stopniu uwzględnią założenia projektu w swoich planach.