Polska, aby przystąpić do strefy euro musi spełnić szereg warunków zdefiniowanych w traktacie z Maastricht. To zajmie nam jeszcze trochę czasu, według rządowych prognoz – najmniej 5 lat, według ekonomistów z europejskich rynków finansowych – nawet 10 lat.
Po pierwsze średnia roczna stopa inflacji nie może przekraczać w ciągu jednego roku o więcej niż 1,5 pkt proc. średniego wskaźnika inflacji z trzech krajów UE o najbardziej stabilnych cenach.
Po drugie poziom deficytu sektora finansów publicznych nie może na trwale przekroczyć 3 proc. PKB.
Po trzecie dług publiczny nie może przekroczyć 60 proc. PKB.
Po czwarte nasza waluta musi być stabilna i przez dwa lata przebywać w strefie Europejskiego Mechanizmu Kursowego ERM II.
Po piąte polskie prawo musi zmienić się tak, by było spójne z europejskimi regulacjami dotyczącymi euro.
Premier Donald Tusk póki co ostatecznym terminie wypowiada się ostrożnie. Według niego Polska będzie gotowa do zatwierdzenia postanowień z Maastricht już w 2015 roku. O dokładnej dacie jednak się nie wypowiada.
Obserwujący sytuację walutową w Polsce europejscy specjaliści mówią, że Polsce wcale nie spieszy się do przyjęcia euro. Ich zdaniem, w czasach kryzysu ekonomicznego nie zanotowaliśmy spadku gospodarczego właśnie ze względu na własną walutę. To uchroniło nas przed recesją. Dlatego ekonomiści podejrzewają, że Polska i Czechy będą odkładały moment przewalutowania tak długo, jak tylko się da. Rynki finansowe obstawiają więc najwcześniej rok 2019.