Kryzys w strefie euro jest widoczny gołym okiem. Euroland z ustabilizowaniem waluty ma coraz większe trudności. W takiej sytuacji przewalutowanie wydaje się niczym innym, jak tylko strzałem w kolano.
Tym bardziej, że coraz głośniej mówi się o tym, że kolejne państwa stają już w szeregu po unijną pomoc. Jeśli kryzys finansowy będzie się zaostrzał Unia nie będzie w stanie pomóc wszystkim. Sporo bowiem zinwestowała już w Grecję i Irlandię. Jeśli znów będzie musiała otworzyć swój portfel, środki na pewno trafią do Portugalii. Spekuluje się także na temat Hiszpanii czy Włoch albo Bułgarii. Obecny czas jest więc mało łaskawy dla euro, na tyle, że Czechy i Węgry powoli zaczęły wycofywać się z pomysłu przewalutowania na euro, inne kraje – w tym Polska – zaczęły odsuwać decyzję na późniejszy termin.
Będzie musiała mu jednak stawić czoła Estonia. Państwo to już za dwa dni – 1 stycznia 2011, zacznie posługiwac się nową walutą. Przed estońskimi bankami ustawiają się już kolejki chętnych, którzy korony chcą wymienić na nowiutkie euro. Sytuacja jest jasna od połowy roku 2010. Po zaakceptowaniu akcesji przez Brukselę Estonia miała więc pół roku na oswojenie się z decyzją. Estonia będzie 17 państwem, w którym obowiązuje euro. Jednocześnie będzie najsłabszym krajem w całym eurolandzie, przy obecnym kryzysie, może to być zła wróżba.
Według ostatnich informacji, jakich udzielił polski minister finansów, polska będzie gotowa do przyjęcia euro za 4 lata. Akces nastąpi więc nie wcześniej niż w 2015 roku. Możliwe, że data ta jeszcze się przesunie.